Na samą myśl o tych państwach niejednej osobie cierpnie skóra, mi również, ale na mój główny cel tej wyprawy, Afganistan.
Nadszedł moment, który zawsze chcę odwlec w czasie, rozciągnąć do granic możliwości, łapać i czerpać garściami, każdą cząstkę ostatnich chwil.
Tak, to podsumowanie mojej najtrudniejszej mentalnie wyprawy w życiu. Do każdego wyjazu przygotowuję się fizycznie, ale zawsze głównym czynnikiem o powodzeniu, jest głowa, to jej poświęcam najwięcej czasu. Afganistan wystawił mnie na największą próbę. Jadąc do tego kraju, dużo wiedziałem. Ryzyko z nim związane, wybrałem świadomie i przemyślanie. Wiedziałem na jakie niebezpieczeństwo się narażam jadąc rowerem. Ciągła bezpośrednia ekspozycja, na kontakt i konfrontację z rzeczywistością, mocno naciskały na psychikę.
W Afganistanie poznałem wspaniałych ludzi, którzy dali mi dach nad głową, nakarmili i starali się chronić. Przez cały pobyt, spałem w prywatnych domach i mieszkaniach, szpitalach, stacjach benzynowych, na posterunku Talibów, w bazie UNICEF, gościnnie u właściciela hotelu.
Przejechałem 2 000 km, przez pustynne burze, góry i śnieg, wiatr i mróz, to wszystko było do zniesienia. Największe piętno odcisnął na mnie wyjaz z Kandahar, kiedy stałem przeszukiwany, bezbronnie z uniesionymi rękoma, z wycelowaną we mnie lufą karabinu, zabrany do bazy i popychany przez Talibów.
Kolejnym przeżyciem, był poważny wypadek na szybkim nocnym zjeździe z gór, kiedy wpadłem na drodze do leja po bombie.
Ciągłe kontrole, chęć odebrania mi każdej posiadanej rzeczy i przeszukania, również przyczyniły się do trudów. Upadłe, zniszczone społecznie i ekonomicznie, błagające o pomoc i uwolnienie z rąk Talibamńskiego dyktatu Państwo.
Jednak, piękno tamtejszych ludzi, wspaniała natura i ciekawa kultura, warte są naszej uwagi! Tak zapamiętam ten kraj.
Zrobiłem to, przejechałem rowerem z zachodu na wschód przez Afganistan!